Podkrakowski wypad zamiast zlotu

Podkrakowski wypad zamiast zlotu

Ładna pogoda, dziecko na chodzie więc nareszcie można jechać. Tylko gdzie? Ojców… nie bardzo, wisłostrada też odpada. Może „gdzieś” ot tak po prostu. Byle niezbyt ruchliwe miejsce. Trasa wyznaczona, jedziemy. Na początku obawa, że młody po przerwie nie polubi się z przyczepką. Ostatnio głownie w foteliku, więc niskopodłogowiec może odstraszyć. Wyprowadzam Croozera na korytarz. Tusiek o dziwo sam do niego wchodzi… uff… można jechać. To jest życie. Rower, słońce, wietrzyk i droga. Na początku trochę szutrowych dziur, jednak szybko zamieniających się w asfalt. Ruch niestety też jest, ale da się wytrzymać. Młody sobie spokojnie siedzi popijając wodę z butli.

Muszę przyznać, że jazda z przyczepką znacząco się różni od fotelika. Ciągnie, popycha, zachowuje się jak piłka przywiązana do gumy odbijająca się od paletki. Podjazdy też takie jakieś dziwne, zjazdy to samo. Liczyliśmy na obejrzenie kilku dworków, jednak zasieki na jakie trafiliśmy najnormalniej nas odstraszyły. Po co w ogóle  dawali znaki do nich skoro pozamykane chyba, że to tylko lokalna atrakcja dla wtajemniczonych i znających miejsce przekroczenia ogrodzenia. Jedziemy przed siebie. Dłuższy postój planowany w Masłomiące nad jeziorkiem. Jest tam spory plac zabaw więc na postój z dzieckiem ideał. Młody może rozprostować nogi i pobrykać. Zajada się rodzynkami i przy okazji wyrzuca wielorazowy pojemnik do kosza, bo przecież jest pusty. Przy okazji dowiaduję się, że zostawienie kanapki na słońcu zamienia ją w grzankę i to bardzo dobrą.

Tusiek niezbyt chce się zbierać. Udaje nam się jednak nakłonić go do ponownego wejścia do przyczepki. Ruszamy. Teraz podjazd. Zaczynam nucić znienawidzone piosenki zgodnie z filmem „La Grande Boucle”, który zresztą polecam. Mamik daje bez problemu radę. Mnie też idzie choć bywało lepiej. Młody ogląda kozy i konie. Mamik proponuje postój na kawę i ciastko w Forcie Marszowiec. Niestety nic z tego nie wychodzi, bo go remontują. W międzyczasie młody zasnął. Wracamy do domu. Po drodze jeszcze zakupy i kończymy. To była udana przejażdżka. Dawno nie czułem się tak zrelaksowany i pozytywnie zmęczony. Przejechaliśmy 26 km. Wiemy, że to niewiele jednak z dzieckiem i to na start wystarczająco.

Wycieczka miała miejsce: 16.05.2015

Zostaw wiadomość